Парафія Пресвятої Діви Маріі Неустанної Допомоги, Бровари

Парафия Божьей Матери Ченстоховской. Мариуполь.

четвер, 16 травня 2013 р.

Ks. Wł. Bukowiński


Ks. Władysław Bukowiński


Ks. Władysław Bukowiński urodził się 22 XII 1904 r. w Berdyczowie. W 1920 r. rodzina przeniosła się do Polski. W latach 1921-1931 studiował prawo i teologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Święcenia kapłańskie otrzymał 28VI 1931r.Po kilku latach pracy duszpasterskiej w Rabce i w Suchej Beskidzkiej, 8VIII 1936 r. wyjechał na Kresy i został wykładowcą w Seminarium Duchownym w Łucku. Od 1939 r. był proboszczem katedry w Łucku. W 1941 r. został uwięziony przez NKWD.

Po opuszczeniu więzienia aktywnie pomagał uciekinierom i jeńcom. W latach 1945-1954 przebywał w radzieckich więzieniach i obozach pracy w Kijowie, Bakał, Czelabińsku i Dżezkazganie. Tam, po wyczerpującej, kilkunastogodzinnej pracy odwiedzał chorych w więziennym szpitalu, umacniał współwięźniów w wierze i nadziei, udzielał Sakramentów, prowadził rekolekcje w różnych językach. Napisał i wykładał w łagrze historię Polski. W roku 1954 został zesłany do Karagandy, tam podjął pracę stróża, jednocześnie prowadząc tajne duszpasterstwo.
Odbył wyprawy misyjne m.in. do Tadżykistanu, Ałma-Aty, Aktiubińska. W 1958 r. został ponownie uwięziony na trzy lata. Po odbyciu kary kontynuował w Karagandzie pracę duszpasterską: w prywatnych domach odprawiał Msze św., katechizował, udzielał Sakramentów. Zmarł w Karagandzie 3 XII 1974 r. Proces Beatyfikacyjny rozpoczął się w Krakowie 19 VI 2006 r. 

"Wszędzie gdzie byłem widziałem głęboką celowość tego, że tam właśnie byłem"

Biografia


1. Szczęśliwe dzieciństwo i młodość.

Ks. Władysław Bukowiński urodził się 22 grudnia 1904r. w Berdyczowie na ziemi Kijowskiej. Został ochrzczony w kościele parafialnym p.w. św. Barbary 26 grudnia tegoż roku, otrzymując imiona: Władysław Antoni. Jego ojciec Cyprian Józef Bukowiński, ur. 16 marca 1874r., był z wykształcenia agronomem i pracował jako dyrektor cukrowni należących do Spółki Kijowskiej. Po 1920r. w Polsce dzierżawił majątek Święcica, a także był zarządcą dóbr ziemskich hr. Potockich z Krzeszowic i mieszkał w Pisarach. Zmarł 15 września 1952r. i jest pochowany w Krakowie na cmentarzu Rakowickim. Matka Ks. Władysława Jadwiga Scipio del Campo pochodziła ze spolszczonej rodziny włoskiej. Zmarła w 1918r. w Płoskirowie[1] na Podolu. Ojciec ponownie się ożenił z siostrą Jadwigi Wiktorią Scipio del Campo. Młody Władysław traktował ją z szacunkiem, jak matkę i nie sprawiał żadnych kłopotów wychowawczych. Rodzeństwo Ks. Władysława to siostra Irena Bukowińska-Dawidowska, zmarła w Gdyni, w 1930r. i przyrodni brat Zygmunt, mieszkający we Wrocławiu z żoną Krystyną i dziećmi, który zmarł w 1982r.
Władysław Bukowiński pierwsze lata spędził we wsi Hrybienikówka na Ukrainie. w roku 1912 i 1913 mieszkał w Opatowie w okolicach Sandomierza, a do roku 1920 w powiatach latyczowskim i płoskirowskim. w domu rodzinnym otrzymał religijne wychowanie, a często odmawiany różaniec stał się jego ulubioną modlitwą na całe życie. w domu Bukowińskich panowała atmosfera dobroci, życzliwości i wzajemnego poszanowania, co do końca życia pozostało głęboko w jego sercu. Mimo, że ponad 10 lat nie miał łączności z najbliższymi, tysiące listów napisanych do Polski, świadczą o jego niezwykle silnej więzi z rodziną i żywym zainteresowaniu nawet najdrobniejszymi szczegółami z życia krewnych. w domu rodzinnym nauczył się także patriotyzmu i wyniósł głębokie poczucie godności bycia Polakiem i katolikiem. Dawało mu to później odwagę nawet w prześladowaniach przyznawać się do tego, że jest kapłanem i bez względu na okoliczności będzie spełniać swoją posługę.
Mały Władysław wykazywał ogromne zdolności umysłowe, dlatego też uczył się w domu. w 1914 r. rozpoczął naukę w rosyjskim VIII państwowym gimnazjum filologicznym w Kijowie, następnie uczył się w Żmerynce na Podolu, a od roku 1917 uczęszczał do polskiego gimnazjum koedukacyjnego z prawami szkół rządowych w Płoskirowie. Dwa lata po śmierci matki, w roku 1920, uchodząc przed bolszewicką inwazją kilkunastoletni Władysław przeprowadził się wraz z rodziną do Polski i zamieszkał we wsi Święcica, w sandomierskim. Tutaj odbywał eksternistyczne kursy i 24 września 1921 roku zdał maturę w II Szkole Realnej w Krakowie i rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. w czasie studiów napisał trzy prace seminaryjne z zakresu historii prawa średniowiecznego, z których dwie zostały nagrodzone przez Radę Wydziału. w tym samym czasie tj. od 1923-1925r. studiował i ukończył z wyróżnieniem Polską Szkołę Nauk Politycznych przy Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego[2]. Tematy wykładów obejmowały m.in. takie zagadnienia, jak: stosunki społeczne Rosji Sowieckiej, społeczne i polityczne zagadnienia Islamu, historia dyplomatyczna kwestii wschodniej oraz prawo dyplomatyczne, co z pewnością miało wpływ na późniejszą posługę kapłańską na terenie ZSRR.
Lata studiów wypełniała również intensywna działalność w Akademickim Kole Kresowym, skupiającym studentów przybyłych z Kresów Wschodnich. Działalność ta obejmowała – poza samokształceniem - daleko idącą pomoc dla ubogiej młodzieży, w czym młody Bukowiński przejawiał całą swoją pasję i zaangażowanie, pełniąc funkcję prezesa przez dwie kadencje. w tym otoczeniu zawarł też wiele przyjaźni na całe życie. w 1925 i 1926r. pracował także w redakcji „Czasu” jako redaktor. Różnorodność zajęć i wielkie zaangażowanie społeczne wpłynęły niekorzystnie na systematyczną naukę i spowodowały przesunięcie ostatniego egzaminu. Studia prawnicze Władysław ukończył z rocznym opóźnieniem 24 czerwca 1926r., otrzymując tytuł magistra prawa z możliwością pisania pracy doktorskiej.


2. Powołanie.

Powołanie kapłańskie obudziło się w jego duszy pod wpływem rozmowy ze spotkanym klerykiem, który przedstawił młodemu Władysławowi życie w seminarium jako czas wielkiej radości, co kontrastowało z jego bardzo ponurymi wyobrażeniami na ten temat. w 1926r. wstąpił do Seminarium Duchownego i rozpoczął studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przygotowanie do kapłaństwa obejmowało zarówno zdobywanie wiedzy teologicznej, jak i formację wewnętrzną, duchową przyszłego kapłana. w opinii ks. Józefa Nowaka, proboszcza Rudawy, gdzie jako alumn i roku spędzał wakacje, ze względu na swoją pobożność i przykładne życie, był wzorem nie tylko dla parafian, lecz również dla kapłanów i zapowiadał się jako chluba Kościoła: nie opuszczał Mszy św. i Komunii św., co dwa tygodnie przystępował do spowiedzi, w kościele odprawiał rozmyślania, a w domu czytania duchowne. To wszystko pomagało mu w pogłębieniu wiary: dotychczas bowiem był intelektualistą, zdobywającym głównie wiedzę – teraz zaś następował intensywny rozwój ducha.
Święcenia kapłańskie otrzymał w Krakowie na Wawelu 28 czerwca 1931r. z rąk księcia metropolity krakowskiego Adama Stefana Sapiehy. Od 1 września 1931r. do 20 czerwca 1935r. pracował jako duszpasterz i katecheta w gimnazjum w Rabce. Przez kolejny rok był wikariuszem i katechetą w szkole powszechnej w Suchej Beskidzkiej. Tutaj prowadził opiekę nad chorymi i biednymi. Zorganizował akademickie stowarzyszenie o nazwie „Odrodzenie” z młodzieży studiującej w Krakowie, a zamieszkałej w Suchej Beskidzkiej. To, co w czasie studiów wyrażało się społecznym zaangażowaniem, teraz przybrało formę niezwykle ofiarnej i skutecznej troski o dusze ludzkie, powierzone jego duszpasterskiej posłudze. Ks. proboszcz Józef Sławiński napisał, że choć był niezbyt dobrego zdrowia był sumienny i gorliwy w pracy kapłańskiej.
18.VIII.1936r. otrzymał urlop na okres jednego roku i na własną prośbę wyjechał na Kresy. Po roku zwrócił się z prośbą do księcia metropolity krakowskiego Adama Stefana Sapiehy o przedłużenie urlopu na czas kolejnych dwóch lat, aby mógł kontynuować rozpoczętą pracę w Łucku. 11 czerwca 1939r. zwrócił się z kolejną prośbą o udzielenie ekskardynacji z Archidiecezji Krakowskiej do Diecezji Łuckiej.

3. Bohaterska posługa kapłańska.

W sierpniu 1936r. został wykładowcą w Seminarium Duchownym w Łucku. Wykładał katechetykę i socjologię. w 1938r. został sekretarzem Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej i równocześnie redaktorem czasopisma Akcji Katolickiej „Spójnia” oraz dyrektorem Wyższego Instytutu Wiedzy Religijnej i zastępcą redaktora „Życia Katolickiego”. Od września 1939r. był proboszczem katedry w Łucku. Był to trudny, wojenny czas. Katechizował dzieci i przygotowywał do sakramentów. Podtrzymywał na duchu parafian, pomagał uciekinierom, żołnierzom, rodzinom wywiezionych. Pomagał ludziom biednym, rozdając wszystkie własne pieniądze. Chodził w zniszczonym ubraniu i czasami pomagali mu życzliwi ludzie naprawiając buty czy sutannę.
Ksiądz Bukowiński głosił w Łuckiej katedrze płomienne kazania, pełne pokoju i miłości chrześcijańskiej, na które przychodziły tłumy ludzi, również prawosławnych Ukraińców. Kazania te odznaczały się wysokim poziomem, a zarazem prostotą przekazu tak, że były zrozumiałe dla wszystkich. Był niezwykle inteligentny, życzliwy, pogodny, otwarty dla ludzi, łatwo nawiązywał kontakty, odznaczał się też dużym poczuciem humoru, co zjednywało mu życzliwość ludzką, pomagało w prowadzeniu katechez i dawało większe owoce pracy duszpasterskiej.
Dla młodzieży zorganizował kurs historii Kościoła: na wykłady, które prowadził osobiście, przychodzili w tajemnicy raz na tydzień, do zakrystii kościoła katedralnego.
W styczniu 1940 r., podczas pierwszej okupacji sowieckiej Wołynia, milicjant sowiecki złapał na ulicy ks. Bukowińskiego i dając mu miotłę, kazał odgarniać śnieg z ulicy. Była to prowokacja. Ks. Bukowiński z pokorą i spokojem zamiatał ulicę, aż do czasu, gdy milicjant sowiecki powiedział: „chwatit” – starczy.
W czasie wojny Ks. Bukowiński pomagał uciekinierom, odwiedzał chorych, starych, samotnych, załamanych po stracie najbliższych. Organizował pomoc materialną i opiekę dla obłożnie chorych, których sam też odwiedzał często nocą, aby udzielać im sakramentów. Urządzał rekolekcje stanowe i ogólne, aby w tak trudnym czasie podtrzymywać na duchu i umacniać Słowem Bożym.
Płaczące kobiety i dzieci, oraz mężczyzn, Polaków zwożonych na stację kolejową w Łucku przez Sowietów, celem deportacji na Syberię i do Kazachstanu odwiedzał ks. Bukowiński niosąc im słowa pociechy i otuchy i modląc się razem z nimi. Chował też na miejscowym cmentarzu małe zamarznięte dzieci wyrzucane z transportu jadącego na zesłanie. Do dzisiaj świadkowie podkreślają jego niezwykłą dobroć i miłosierdzie zaradzające wszelkiej ludzkiej nędzy, nie tylko tej materialnej, lecz również tej wewnętrznej, duchowej, a Ojciec Święty Jan Paweł II nazwał te czyny heroizmem świadka i pasterza.
Z powodu tychże czynów został złapany 22 sierpnia 1940r. i uwięziony przez NKWD. Przebywał w łuckim więzieniu do 26 czerwca 1941r. Cudem uniknął śmierci w czasie masowego rozstrzeliwania więźniów przed wkroczeniem Niemców. Po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej, w czerwcu 1941 r. Sowieci przed swą ucieczką z Łucka, wymordowali dużą ilość więźniów Polaków i Ukraińców. Ks. Bukowiński ranny i nieprzytomny leżał przez pewien czas pod zwłokami i to go uratowało, bo gdy odzyskał przytomność i wydostał się spod ludzkich ciał, w więzieniu byli już Niemcy.
Opuścił więzienie skrajnie wyczerpany, wynędzniały tak, że niepodobna było go poznać, a mimo to dalej pełnił powierzoną mu posługę proboszcza w Łuckiej katedrze i znowu aktywnie pomagał uciekinierom i jeńcom, ratował żydowskie dzieci, organizował pomoc materialną, zwłaszcza żywność dla głodujących; dzielił się z potrzebującymi wszystkim, co miał.
Jesienią 1942r. z pomocą Sióstr Benedyktynek organizował dożywianie dla jeńców w więzieniach. u władz niemieckich załatwił pozwolenie na udział więźniów w nabożeństwach. Więźniowie – zarówno wierzący jak i nie – przychodzili na nabożeństwa do katedry i w ogromnym skupieniu słuchali słów księdza głoszącego Słowo Boże w języku rosyjskim. Więźniowie modlili się jak kto umiał: niektórzy po raz pierwszy w życiu. Wszyscy wracali umocnieni nadzieją. Niestety, po kilku tygodniach władze niemieckie cofnęły pozwolenie na taką formę duszpasterstwa.
Warto zasygnalizować, że w okresie posługiwania w Łucku ks. Bukowiński zaprzyjaźnił się z ks. Bronisławem Drzepeckim – wicerektorem i wykładowcą seminarium oraz ks. Józefem Kuczyńskim – odpowiedzialnym za Akcję Katolicką w Diecezji Łuckiej. Przyjaźń ta przetrwała czasy więzień i łagrów, ułatwiając im posługę duszpasterską w Kazachstanie, gdzie byli pierwszymi kapłanami po II wojnie światowej.


4.Więzienie w Łucku i Kijowie.

W nocy z 3 na 4 stycznia 1945r. został aresztowany i wraz z ks. bp Adolfem Szelążkiem i ks. Karolem Gałęzowskim uwięziony w Budynku Bezpieczeństwa Publicznego w Łucku. w czasie przesłuchiwania ks. biskupa A. Szelążka jeden z enkawudzistów chciał siłą zedrzeć z ręki biskupa jego pierścień i zabrać go sobie. w czasie szamotania się biskup zemdlał i upadł na ziemię. Dopiero na prośby ks. Bukowińskiego i innych uwięzionych księży NKWD zaprzestało tego haniebnego procederu.
Po 18 dniach śledztwa 22 stycznia 1945r. ciężarówką wywieziono księży do Kowla, a następnie koleją do Kijowa i osadzono w więzieniu Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego. Jadąc ciężarówką sowiecką do więzienia w Kijowie, ks. Bukowiński machał do mieszkańców Łucka ręką, żegnając się z nimi. Przeczuwał, że już tu nie wróci i powierzał Bogu nowy etap swojego kapłańskiego powołania.
W tym czasie byli aresztowani również inni księża: ks. Bronisław Drzepecki, ks. Stanisław Szczypta, ks. Adolf Kukuruziński, franciszkanin o. Aleksander Bień, ks. Józef Kuczyński. Dla kapłanów był to szczególnie trudny czas uwięzienia, gdyż przez półtora roku nie mogli sprawować Mszy św. Organizowali jednak wykłady, konferencje, wspólną modlitwę.
Śledztwo trwało do czerwca 1945r. i wszyscy księża zostali oskarżeni o zdradę władzy radzieckiej na rzecz Watykanu, o działalność duszpasterską i przewiezieni do więzienia ogólnego w Kijowie. Końcem czerwca otrzymali zaocznie wydany wyrok skazujący na 10 lat karnych obozów pracy.


5. Łagry.


Od lipca 1946r. ponad rok ks. Władysław przebywał w czelabińskim obozie, pracując przy wyrębie lasów i kopaniu rowów. w listopadzie 1947r. został przeniesiony do obozu w miejscowości Bakał na Uralu. Skrajnie wyczerpany, z ciężkim zapaleniem płuc trafił do szpitala w Czelabińsku. w trudnych warunkach wykorzystywał każdą okazję do apostolstwa.
Od roku 1950 przebywał w obozie w Dżezkazganie. Pracował w kopalni miedzi „Pokro”. Dwunastogodzinna praca 300m. pod ziemią, w ciągłej wilgoci i temperaturze ok. 4°C polegała na wydobywaniu rudy miedzi ręczną szuflą na wózki (ok. 12 ton dziennie). w międzyczasie zakładał ładunki wybuchowe. Po wyczerpującej, kilkunastogodzinnej pracy odwiedzał chorych w więziennym szpitalu, umacniał współwięźniów w wierze i nadziei, udzielał sakramentów, prowadził rekolekcje w różnych językach. Swoją codzienną Eucharystię przeżywał szczególnie: sprawował ją bardzo wcześnie rano, gdy jeszcze wszyscy spali; klęcząc na pryczy, która była zarazem ołtarzem; w więziennych łachmanach zamiast ornatu.
Mimo tak okrutnych przeżyć nigdy nie skarżył się na tych, którzy go skazali, czy też źle traktowali: jedynie raz wspomniał brutalne uderzenie w twarz, które i tak traktował jako miłosierny gest ze strony więziennych strażników, gdyż zamiast niego mógł otrzymać karę karceru.


6. Błogosławione zesłanie do Karagandy.


10 sierpnia 1954r. został zwolniony z obozu i zesłany do Karagandy: tutaj pracował jako stróż na budowie, a jednocześnie podjął tajne duszpasterstwo. Był pierwszym księdzem katolickim, który przybył do Karagandy. w czasie pogrzebu na cmentarzu spotkał grupę modlących się ludzi i tak nawiązał kontakty z katolikami. w domach tych, którzy go zaprosili chrzcił, przygotowywał do spowiedzi i I Komunii św., do ślubu.
Ludzie przyjeżdżali z miejscowości oddalonych o 300 km, aby się wyspowiadać i uczestniczyć we Mszy świętej. Ponieważ nie wolno było oficjalnie odprawiać Mszy świętej, dlatego ksiądz Władysław tajnie odprawiał ją w prywatnych mieszkaniach przy zasłoniętych oknach. On sam tak opisuje tamten czas: „Jestem ustawicznie domokrążcą. Nie urządzam żadnych większych nabożeństw u siebie w domu, bo bardzo łatwo władze mogłyby mnie oskarżyć o nielegalny kościół. (...) Całe moje duszpasterstwo odbywa się w cudzych domach. (...) Najlepiej nadaje się domek jednorodzinny, położony na uboczu. w takim domu można spokojnie się modlić, a nawet głośno śpiewać, byleby tylko były pozamykane drzwi i okna. Mszę św. można w naszych warunkach odprawiać raniutko lub wieczorem. w dzień odprawiam tylko Mszę pogrzebową przy zwłokach. Zazwyczaj odbywa się to tak: przychodzę po południu lub przed wieczorem. Przede wszystkim urządzam ołtarz. Jest nim zwyczajny stół, byleby tylko mocno stał i nie chwiał się. Stół przykrywa się białym obrusem. Na stół kładzie się duże pudełko lub dwie grube książki, przykrywa się białą chustką i stawia krucyfiks. Świece stawia się w lichtarzach, lub jak ich nie ma w szklance z solą. Powyżej zawiesza się jeden lub dwa obrazy i ołtarz gotów. Następnie spowiadam. Mszę odprawiam o godzinie 9 wieczorem. Po Mszy św. zwykle jeszcze spowiedź. Wreszcie krótki spoczynek nocny. Krótki, bo kładę się zwykle po północy, a już o 5 lub 6 rano jest poranna Msza św., a potem dalej spowiedź, czasami chrzty i namaszczenia olejami świętymi, czasami śluby. Ponieważ to powtarza się wciąż na nowo w różnych domach i rodzinach, więc sypiam częściej w cudzych łóżkach niż w swoim własnym.(...) w niedzielę przychodzi na Mszę św. nie mniej niż sto osób (...) Jeżeli jest ciasne mieszkanie to bywa ciasno i gorąco. Pomalutku wprowadzamy do Mszy św. język polski i niemiecki. Bywają wypadki, że na Mszę św. przychodzą i Polacy i Niemcy razem to kazanie mówię po rosyjsku.”[3]
Prowadził duszpasterstwo wśród Polaków szczególnie zamieszkałych na Michajłowce i wśród Niemców głównie w Mielkombinacie. Na nabożeństwa przywożono go małym samochodzikiem, co stanowiło zabawny widok, gdy wysiadała z niego dosyć potężnie wyglądająca postać. Ze sobą przywoził małą walizeczkę, w której mieściło się wszystko, co było potrzebne do odprawienia Mszy świętej. Przychodząc zawsze się uśmiechał i żartobliwie zagadywał zebranych. Potem przygotowywał ludzi do Eucharystii, ustawiając ich według wieku – dzieci były zawsze najbliżej ołtarza, a dalej starsi. Gdy pewnego razu milicja przerwała mu Mszę św. poprosił, żeby poczekali, aż skończy. Po Mszy św. zobowiązano go, aby nazajutrz zgłosił się na posterunek milicji. Pewny swojego uwięzienia, zabrał ze sobą niezbędne rzeczy, lecz zdumieni funkcjonariusze odesłali go do domu.
Jako zesłaniec miał obowiązek meldować się co miesiąc na komisariacie i musiał zdawać dokładne relacje gdzie przebywał i co robił. Nazywał te meldunki comiesięczną spowiedzią, chociaż wcale nie były one dla niego zabawne. Gdy dowiedziano się o jego tajnym duszpasterstwie, musiał tłumaczyć się i z tego: zawsze mówił, że jest księdzem i jego obowiązkiem jest kapłańska posługa. Dzisiaj zapewne uznano by go za współpracownika służb specjalnych mimo, że jego postawa świadczyła o wielkiej odwadze apostołowania w każdych okolicznościach. Zawsze patrzył z wiarą na swoje posłannictwo, dlatego w jednym z listów napisał: „Otóż wszędzie, gdzie byłem, widziałem głęboką celowość tego, że tam właśnie byłem”[4]
W czerwcu 1955 roku odrzucił propozycję powrotu do Polski i zdecydował się przyjąć obywatelstwo Związku Radzieckiego, by pozostać na stałe w Kazachstanie. Miał pełną świadomość wszelkich konsekwencji tej decyzji, ale pozostał wierny swojemu powołaniu, gdyż jasno widział potrzebę apostolstwa na tym terenie. Tej decyzji nie mogli zrozumieć nawet najbliżsi. Wśród zachowanych dokumentów znajduje się list brata, Zygmunta Bukowińskiego, z 10 grudnia 1956 r., napisany do kard. Stefana Wyszyńskiego, w którym prosi Prymasa Polski o przekonanie ks. Władysła¬wa, żeby wrócił do Polski. w odpowiedzi Prymas napisał, iż trzeba oczyma wiary widzieć taką posługę Ks. Władysława i pozostawić sprawy w rękach dobrego Boga.
W maju 1956 roku ksiądz Bukowiński otrzymał paszport i mógł poruszać się po całym Związku Radzieckim. Zrezygnował z pracy nocnego stróża i odtąd zajął się wyłącznie duszpasterstwem, prowadzonym jednakże w ukryciu, bez pozwolenia. Mieszkał na peryferiach Karagandy u Polaków Stanisława i Zuzanny Madera. Nawiązał też kontakty z rodziną w Polsce, gdyż do tej pory było to zakazane.
W zakupionym domu na przedmieściu Karagandy urządził kaplicę dla Polaków, którą poświęcił 26 czerwca 1956r. jego kolega i współwięzień ks. Józef Kuczyński. w tej kaplicy ks. Władysław sprawował liturgię tylko przez rok, gdyż władze nie wydały pozwolenia i zamknęły ją 4 lipca 1957r. Ks. Władysław pomagał także innym kapłanom dojeżdżając do kaplic w Zielonym Gaju do ks. Bronisława Drzepeckiego i w Tainczy do ks. Józefa Kuczyńskiego. [5]
Lata te określał ks. Bukowiński jako najintensywniejsze duszpasterstwo w całym swoim życiu.


7. Wyprawy misyjne.

W czerwcu 1957r. wyjechał w okolice Ałma-Aty do polskich przesiedleńców, gdzie od 20 lat nie było kapłana. Przeżywał tam wiele wzruszających chwil, a ludzie do dzisiaj mają żywe wspomnienia z tamtych wydarzeń. Jedno z nich ks. Władysław wspominał szczególnie: „W pewnej wiosce powitał mnie krótkim przemówieniem w obecności licznie zgromadzonego ludu miejscowy patriarcha, pan Stanisław Lewicki. Było to chyba najbardziej wzruszające przemówienie wygłoszone do mnie w całym życiu. Pan Lewicki mówił: Wywieźli nas pod te góry, zostawili tutaj i wszyscy zapomnieli o nas. Nikt o nas nie pamiętał. Dopiero Ojciec Duchowny do nas przyjechał. My takie sieroty, my takie sieroty. Płakał czcigodny patriarcha, płakał cały zebrany lud, płakał i ksiądz razem z nimi. Ale to były dobre łzy.”[6]
Była to rzeczywiście misyjna praca. w Nikołajewce mieszkał u Józefa Guzowskiego. Odprawiał Msze św., głosił nauki, spowiadał, udzielał sakramentu chrztu i błogosławił małżeństwa, które z konieczności przez tyle lat były zawierane bez kapłana. w ciągu dnia przychodzili ludzie starsi i niepracujący, a wieczorami młodzież i dzieci. Po kilku dniach takiego duszpasterstwa pojechał do następnej wioski o nazwie Oktiobr, gdzie zamieszkał u Malwiny Kan. Program pracy był taki sam: od wczesnego rana aż do późnej nocy nauki, Msza św. i udzielanie sakramentów. Następnie przebywał w Żonaszarze, gdzie mieszkał u Józefa Weselskiego, a swoją posługę kapłańską pełnił w domu Karoliny i Franciszka Kardaszów, aż do końca czerwca 1957r. Stąd wyjeżdżał także do sąsiednich wiosek zamieszkiwanych przez Polaków: Amangieldy, Bajandaju, Tysztykary, aby i tam pełnić kapłańską misję.
Kolejne dwie wyprawy misyjne odbywał w latach 1957-1958 na południe Związku Radzieckiego, gdzie głównie mieszkali Niemcy przesiedleni z Odessy, o których dowiedział się od Niemców w Karagandzie. Tam również był pierwszym księdzem katolickim.
Poza tym był jeszcze w Aktiubińsku i Semipałatyńsku. Wyprawa misyjna na Wschód do Semipałatyńska w 1958r. została przerwana aresztowaniem i nakazem wyjazdu.


8. Ostatnie uwięzienie za odwagę.

W 1958 r., w prywatnym domu mieszkalnym, w tajemnicy i bez pozwolenia władz politycznych urządził kaplicę. Wkrótce jednak ten prowizoryczny kościół zamknięto. 3 grudnia 1958r. ksiądz Bukowiński został aresztowany i uwięziony za działalność religijną. Na rozprawie 25 lutego 1959r., oskarżony o nielegalne utworzenie kościoła, agitację dzieci i młodzieży oraz posiadanie literatury antyradzieckiej, zrezygnował z obrońcy i wykorzystując swoje prawnicze wykształcenie sam wygłosił mowę, która wywarła na sędziach ogromne wrażenie. Otrzymał najniższy z możliwych wymiar kary: trzy lata obozu pracy. i tak od marca 1959r. do czerwca 1961r. przebywał w pracy w Czumie koło Irkucka, gdzie pracował przy wyrębie lasów.
Zanim został wysłany do łagru, w więzieniu siedział w jednej celi z młodym komunistą. Człowiek ten przedtem nigdy nie słyszał o Bogu i religii. Ksiądz Władysław w ciągu wspólnego z nim pobytu w celi przekazał mu więc wszystkie posiadane przez siebie wiadomości, a on będąc bardzo inteligentnym przyswoił je sobie i pragnął dalszego ich pogłębienia. Ks. Władysław jednak opuszczał tę celę, lecz na jego miejsce NKWD umieściło w celi bardzo uczonego jezuitę, profesora teologii, który mógł dalej to dzieło prowadzić. Ks. Bukowiński widział w tym Opatrzność Bożą.
Od kwietnia 1961r. do 3 grudnia 1961r. przebywał w Sosnówce, w Republice Mordowskiej na wschód od Moskwy. Był to obóz pracy przeznaczony dla tzw. „religioźników” – więźniów oskarżonych o działalność religijną. Ks. Bukowiński spędził w więzieniach i obozach pracy 13 lat 5 miesięcy i 10 dni.


9. Heroiczny duszpasterz.


Ksiądz Bukowiński, zwolniony z Sosnówki, wrócił do Karagandy – do przerwanej uwięzieniem pracy duszpasterskiej. Trzeba było odnowić kontakty, ożywić życie religijne, zadbać o katechizację, gdyż poziom elementarnej wiedzy religijnej słabł z każdym rokiem. Pomimo solidnie nadszarpniętego zdrowia, ksiądz Władysław dwoił się i troił, aby sprostać wszystkim potrzebom. Po nocach nasłuchiwał radia watykańskiego, nadającego audycje o trwającym Soborze. Odbierał te audycje w językach nieznanych w Kazachstanie np. łacinie, których nikt nie zagłuszał.
W Karagandzie niestrudzenie spełniał swoje kapłańskie powołanie. Mimo, iż nie miał pozwolenia na otwarcie kaplicy, musiał płacić wysokie podatki za swoją działalność (ok. 1000 rubli rocznie). w prywatnych domach katechizował, odprawiał Msze św., udzielał sakramentów. Tutaj spotkał też Żywy Różaniec. Były to
młode dziewczęta, które pragnęły zostać siostrami zakonnymi. Wraz z greko-katolickim biskupem Hirą założył Trzeci Zakon św. Franciszka, w którym obowiązywały śluby i formacja zakonna, o którą troszczył się ks. Władysław. Niektóre z tych osób żyją do dzisiaj jako siostry zakonne w Kazachstanie, Rosji, Niemczech, Austrii.
Od 1961r. mieszkał u państwa Haak, w małym pokoiku, który częściej stał pusty, ze względu na duszpasterstwo prowadzone po domach, często nocą. w 1963r. wyjechał po raz drugi do Aktiubińska. Praca apostolska została jednak przerwana aresztowaniem. Ks. Władysław został zmuszony do podpisania zobowiązania, że tam więcej nie przyjedzie.


10. Odwiedziny Ojczyzny.


W 1965 r. ks. Bukowiński otrzymał pozwolenie na pierwszy wyjazd w odwiedziny do krewnych w kraju. 3 czerwca 1965r. po niespełna trzydziestu latach przyjechał do Polski. Spotykał się z rodziną, dawnymi przyjaciółmi, ale nie chciał pozostać, gdyż widział swoje miejsce w Karagandzie.
„Podczas wszystkich spotkań w Polsce proste, rzeczowe słowa ks. Władysława roztaczały obraz jakby przeniesiony z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Bez wrogości do prześladowców, z wyrozumiałością dla ludzkiej słabości, ze spokojem i zdumiewającą siłą wiary mówił nie tyle o sobie, co o Bożych dziełach, które się dokonują. Zapytany o przyszłość wiary w systemie komunistycznym, skoro księża są nieliczni, schorowani i nie najmłodsi, odpowiadał z niezachwianą ufnością: „Bóg wie lepiej od was, ile mamy lat i sił. Przyśle następców, jak będzie chciał”.[7]
Ksiądz Władysław Bukowiński miał w Polsce szczególną misję do spełnienia: udać się do władz zakonnych o. Serafina Kaszuby i uzyskać zgodę na jego pozostanie w ZSRR. Czynił to nie tylko z sympatii do oddanego współpracownika ale i z własnego, głębokiego przekonania, że o. Serafina nikt nie da rady zastąpić. w drodze powrotnej wiózł dla niego pozwolenie, błogosławieństwo na dalszą pracę, ale też i gorącą prośbę, aby przyjechał przynajmniej na trochę do kraju. Do Karagandy powrócił 31 sierpnia 1965r.


11. Ostatnia podróż misyjna.


W grudniu 1967r. po raz kolejny wyjechał na misje do Tadżykistanu. Ze względu na zły stan zdrowia był to ostatni wyjazd misyjny. w liście do ks. Józefa Kuczyńskiego tak opisuje tę wyprawę: „Mój pobyt w Tadżykistanie trwał 3 miesiące z „hakiem”. Dopiero 18-go marca wróciłem do domu. Myślałem tam być krócej, ale świadomie przedłużyłem swą gościnę, ze względu na naprawdę wielkie potrzeby naszego posługiwania
. Co prawda pracowa¬łem pełną parą tylko pierwszy miesiąc. Następnie musiałem to czynić na nieco mniejszych obrotach, bo inaczej nie dałbym rady. Starzenie daje się we znaki. Nie sądzę żeby moja praca tra¬ciła pod względem jakościowym, ale pod względem ilościowym już straciła. Za dużo czasu muszę poświęcać na odsypianie, by w ogóle być zdolnym do pracy. Nie wiem jak Ty dajesz sobie radę z Barem i z coraz liczniejszymi filiami, przy Twoim chronicznym niedosypianiu?
Mimo pewnej melancholijnej nuty w ocenie swych możliwości jestem z tegorocznej zimy bardzo zadowolony i uważam, że był to jeden z najlepszych okresów w moim azjatyckim żywocie”. 3 marca 1968r. powrócił do Karagandy, gdzie – po tygodniowej chorobie - kontynuował jak dotychczas pracę duszpasterską.


12.Otwarte drzwi Ojczystej ziemi.


We wrześniu 1969r. znowu przyjechał do Polski. Miesiąc spędził na wypoczynku w Krynicy, uczestniczył w licznych spotkaniach, prosił o książki i czasopisma. Wrócił do Kazachstanu 16 grudnia 1969r. Stale pogarszający się stan zdrowia, był powodem kolejnego przyjazdu do kraju w grudniu 1972r. Wskutek odmrożeń miał bardzo chore stopy, więc znajomi ofiarowali mu wygodne buty, zrobione na zamówienie.
w czasie licznych spotkań z przyjaciółmi opowiadał o swojej pracy w Karagandzie, o tym jak na tamtych terenach wygląda jego praca kapłańska. Dla ludzi te opowieści były często wielkim zaskoczeniem. Podczas tego pobytu w Polsce, przez pewien czas przebywał w szpitalu w Nowej Hucie. Miał wysokie ciśnienie, z czego nie zdawał sobie sprawy. Tutaj również odwiedzało go wielu ludzi, których chętnie przyjmował mimo, iż z braku miejsca jego łóżko stało w korytarzu. Prosił znajomych o przyniesienie widokówek z kościołami w Polsce, aby mógł je do pokazywać wiernym w Ka-zachstanie.
Spotykał się często z ks. Kardynałem Karolem Wojtyłą, który żywo interesował się praca duszpasterską w Kazachstanie. Wspomina o tym ks. Kardynał, gdy jako Papież pielgrzymował do Astany w 2001 roku. ks. Kardynał prosił także ks. Władysława by pozostał w Ojczyźnie ze względu na zły stan zdrowia. Jednak ks. Bukowiński podkreślał, że leżący kapłan tez jest duszpasterzem. Dlatego po spędzeniu dwóch miesięcy w krakowskim szpitalu 19 kwietnia 1973r. wrócił do Karagandy twierdząc, że jego grób również będzie apostołował.


13. Ostatnie miesiące życia.


Pobyt w Polsce przyczynił się do poprawy stanu zdrowia, jednakże wyczerpująca praca duszpasterska w niesprzyjających warunkach spowodowała szybkie jego pogorszenie, dlatego w sierpniu 1974r. zamieszkał u wdowy Teresy Bitz. w tym czasie wymagał już
większej opieki. Końcem października1974r. wyjechał na wypoczynek do Wierzbowca na Podolu. Przebywał w domu ks. Józefa Kuczyńskiego i tam odprawiał swoje rekolekcje. Przeczuwał, że jego życie dobiega końca, dlatego pragnął odwiedzić swoich przyjaciół, wśród nich ks. Józefa Kuczyńskiego i grób ks. Bronisława Drzepeckiego.
Mimo bardzo złego stanu zdrowia (m.in. silne obrzęki), zachował radość i pogodę ducha i żywe zainteresowanie wszystkim, co działo się wokoło. Na zaproszenie ks. Antoniego Chomickiego przybył do Murafy w październiku 1974r. Zamieszkał przy kościele w pokoju, do którego prowadziły bar¬dzo niewygodne schody. Mimo wielkiego cierpienia był szczęśliwy. Nigdy nie skarżył się i nie narzekał. Za najdrobniejszą przy¬sługę dziękował.
Codziennie odprawiał Mszę św. i gło¬sił homilię. Ks. Chomicki zaprosił najbliższych kapłanów na wspól¬ną Adorację i uroczysty obiad. Modlitwom brewiarzowym i wspólnej Adoracji przewodniczył Ks. Bukowiński. Wśród serdecznych rozmów przy stole wspominano swoje doświadczenia, zwłaszcza greko-katolicki ks. Eliasz Głowacki wspominał swoją znajomość z ks. Władysławem z czasów obozu pracy:
„W tym piekle zła, niesprawiedliwości, krzywdy, bólu i cierpienia szukałem człowieka – wzoru dla siebie. Tym wzorem człowieka był dla mnie przez 9 lat w łagrach i pozostanie na zawsze tutaj obecny ks. Władysław Bukowiński. Wysoki, wychudły, w lichej odzieży, lecz zawsze pogodny i uśmiechnięty. Widziałem Go powracającego z pracy z klocem drzewa na ramieniu chociaż nie wszyscy nieśli drzewo. Chciałem jak naj¬prędzej nawiązać kontakt osobisty, lecz to sprawa niełatwa, zawsze był otoczona współwięźniami, o coś pytał, odpowiadał na pytaniu, tłumaczył, pocieszał, nieraz powiedział żartobliwe słówko. Dla nas kapłanów urzą¬dzał rekolekcje, dla świeckich grup mówił nauki w języku rosyjskim, ukraińskim i niemieckim. Ile światła, pociechy i siły wlewały w nasze serce Jego słowa, dzięki którym przetrwaliśmy. Nie tylko słowem głosił miłość, ale czynem praktykował na co dzień. Pomagał innym nosić drzewo, dzielił się skromną porcją chleba, oddawał innym cieplejszą bieliznę, nie patrząc na narodowość lub pochodzenie. Kiedy bliżej go poznałem sta¬rałem się Go naśladować. Kontakty z nim podtrzymywały mię na duchu, zrozumiałam wartość cierpienia, dzięki czemu nie załamałem się – owszem wzrosła we mnie wiara i nadzieja lepszego jutra.”[8]
Po tygodniowym pobycie w Murafie wrócił do Wierzbowca. Mimo zdrowego, wiejskiego powietrza i spokojnego wypoczynku, stan zdrowia nie poprawił się. Wrócił do Karagandy i do ostatka sił spełniał swoje kapłańskie powołanie. 25 listopada odprawił swoją ostatnią Mszę św., przyjął sakramenty i został odwieziony do szpitala.Zmarł w Karagandzie 3.XII.1974r. Do ostatniej chwili był świadomy i modlił się. Umarł z różańcem w ręku.


14. Pożegnanie świętego.


Wiadomość o śmierci ks. Bukowińskiego szybko rozeszła się i wywołała powszechną żałobę. u państwa Haak, gdzie mieszkał przez wiele lat, złożono jego ciało i tam odbywały się modlitwy i Msze św., którym przewodniczył ks. Józef Kuczyński i ks. Köhler. Przybyła ogromna rzesza ludzi. Mimo wielkiego mrozu dziewczynki były ubrane w białe sukienki i wianki na głowie, a w rękach trzymały zapalone świece. w wielkiej powadze, przy śpiewie pieśni wszyscy obecni żegnali zmarłego kapłana. Pogrzeb odbył się na nowym cmentarzu poza Karagandą. Często katolicy przybywali do grobu, aby tam się modlić i tak spełniło się pragnienie ks. Władysława, aby jego grób również apostołował.
Za ciężko zapracowany grosz parafianie postawili swemu Ojcu piękny marmurowy pomnik, z jego fotografią i napisem w języku polskim i niemieckim. w latach dziewięćdziesiątych doczesne szczątki wielkiego kapłana uroczyście przeniesiono wraz z pomnikiem i złożono przy katedrze w Karagandzie. w każdą niedzielę i święta gromadzili się katolicy przy grobie składa¬jąc kwiaty i modląc się. Od początku panowało powszechne przekonanie o jego świętości.














Немає коментарів:

Дописати коментар

Парафія Матері Божої з Люрд в с. Зарудинці

Парафія Матері Божої з Люрд в с. Зарудинці